poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Wystawianie wymion, czyli dojarsku maszinu matki

Od kilku dni, to tu to tam, prowadzimy ze znajomymi luźne rozmowy o tym popularnym ostatnio (hyhy!) karmieniu piersią.
Tak przy tych wszystkich historiach z internetów postanowiłam napisać dwa zdania bo coś tam mi się plątało po głowie, tym bardziej, że sama cały czas karmię.

Z moich obserwacji większość "ankietowanych" w ogóle nie widzi problemu z karmieniem, bo to takie normalne, a jedzenie przecież nie jest problemem. Niektórzy nie mają zdania w ogóle. Jedni się burzą "bo jak to?!", a jeszcze inni i chyba w sumie jak większość- się troszkę krępuje. Nie dlatego, że przeszkadza im ten obraz dziecko- pierś, a raczej PIERŚ dziecko, czy że myślą, że ja jako karmiąca nie szanuję czyiś uczuć religijnych.
To odbywa się po prostu odruchowo, przez wyuczoną w domach "kulturę", gdzie nie mówi się głośno o różnych sprawach, więc po prostu "cyc" też jest jakimś tam tabu.
I człowiek się po prostu miesza i mota, bo co wtedy "Rozmawiać dalej? O kur#a widziałem cycek. Gdzie patrzeć, w oczy? Na dziecko? Helloł pokazujesz cycek! Ohhh w sumie to słodkie, sama natura".
A ja? Ja to też szanuję. To, że ktoś się krępuje, bo przecież ma prawo czuć się zmieszany i mieć jakieś swoje zdanie. 
Ja z natury szanuję wszystkich, po prostu. Dopiero później się uczę...
I tu takie zdanie ode mnie, za mnie i w sumie to do moich znajomych. Nie piszę w imieniu wszystkich matek świata. 
Jestem osobą towarzyską i nie wyobrażam sobie siedzenia z dzieckiem w domu non stop tylko dlatego, że mam paraliż spowodowany publicznym nakarmieniem G. Chodzimy, spacerujemy, jeździmy tu i tam. Je normalne jedzenie, ale jest też na piersi.
Jeżeli ja się nie krępuję przy Was karmić, to znaczy, że Wam ufam i czuję się dobrze oraz pewnie w Waszym towarzystwie. Nie robię tego z premedytacją. "Patrzcie, mam cycki mleczne, fapujcie, uwaga niech wszyscy widzą!". Sprawa jakiekolwiek seksualności w tym przypadku spada na mega daleki plan i wiem to. Po prostu ja ufam, że jako moi znajomi szanujecie to, że mam dziecko i je karmię, bo trochę jestem matką i zawsze nią chciałam być. Pomyślcie też o tym, że Waszą matkę ktoś by za Was zjeb#ł bo Was karmiła w knajpie. No za własną Starą to każdy prawie w ogień by poszedł.
To moja taka mocna praca i ważna rzecz, żeby dać mu akurat to, co uważam za podstawę do życia. I jak ktokolwiek taką matkę umie wygonić z restauracji, to musi wiedzieć, że jest Jej na pewno mega przykro. Bo samo macierzyństwo to często poza pięknymi chwilami stres i zmartwienia, czy na pewno wszystko robię ok. I skoro wyszła z domu, bo może, a tu jeszcze ją ktoś upomina. To naprawdę musi być po prostu przykre. Macierzyństwo to nie więzienie. To serio fajna sprawa, ale jednym przychodzi łatwiej, innym trudniej. Dużo mam nie daje rady, nie chce karmić, nie ma cierpliwości, nie ma wsparcia! Więc jak już taka mama karmi piersią, to nie traktujmy jej jak intruza. To też jest praca. No, a najważniejsze w tym wszystkim jest dziecko i jakby od niego powinno się zaczynać każdy temat w tych dyskusjach. Cycki są i były wszędzie, zawsze. Wystarczy przejść się do kiosku. 
Temat tego ile karmię, to już temat na inne przemyślenia, mądrości i filozofie. Za rok coś napiszę, jak znów jakąś babkę pogonią z knajpy.
A jeżeli ktoś z sympatią zerknie w kierunku mojej dojarskiej maszinu, to przyjmę to jako komplement, że są jeszcze osoby zainteresowane moimi cyckami <fakjeeeeee>. Pod warunkiem, że nie jesteś starym wielkim oblechem <HUAHUAHUAHUA>
KUNIEC